Kochani! Skoro Pielgrzymka rośnie w siłę kolejnych pokoleń, jakie z Łaski Bożej wydaliśmy na świat, dzielę się z Wami prezentem jaki w zeszłym roku dostała ode mnie moja Córcia - mała książeczka z bajkami, które dla niej napisałam. A może szanowni Rodzice pielgrzymkowi też coś skrobneli dla swojej latorośli i dopiszą to i owo? Chętnie poczytamy!!!!
SZCZUR
A razu pewnego, nie dalej jak wczoraj, Szczur przyszedł do myszy w swych ckliwych amorach.
Zdjął czapkę i wąsy pazurem podkręcił, I tak trzy kwadranse przy drzwiach myszy spędził!
Od września tysiąckroć wyznania miłosne Ćwiczył przed swym lustrem, by zdążyć na wiosnę!
Aż pąki zakwitły i szczur się odważył. Nic nie jadł. Nic nie pił. U myszy się zjawił.
Lecz zanim zapukał do drzwi w mysim domu, Godzinę jak nic dreptał tam po kryjomu!
Aż w sobie się zebrał i pazur wysunął, Zapukał i zadrżał, i raz na bok splunął.
I drzwiczki zgrzytnęły! I klucz się przekręcił! Otwarło się niebo dla szczurowych chęci!
Lecz w górę nie spojrzał, spocony i drżący Klęknął przed swą panią szczur prawie mdlejący.
W miłosnym wzruszeniu, nie unosząc głowy, Z przejęciem wielkim szczur zaczął swe mowy:
„Kocham cię - wyjąkał – najmilsza myszeczko! Zostań moją żoną śliczna panieneczko!”
Szczur, po tych słowach, ulgę poczuł wielką, Stanął na dwóch łapach i raz strzelił szelką.
Lecz kiedy na myszkę czarująco zerknął, O mało nie zemdlał, i przysiadł, i jęknął,
Bo w drzwiach zamiast myszki… stała jej ciotka, Sędziwa wiekiem, ciut gruba despotka!!!
„Siostrzenica moja – chrypnęła do szczurzyska – - siedzi od dni kilku w górskich uzdrowiskach.
Ona lubi czasem pojechać na wczasy. Ja dom jej pilnuję i podlewam kwiaty.”
Szczur nisko się skłonił, łapy w kieszeń wcisnął, Stulił ogon, uciekł i… już ani pisnął.
MIKROSKOP
Płyną sobie kropki Po zielonym stawie.
Co to za punkciki? Nikt nie pyta prawie.
Ale przyszła Zosia I wody nabrała,
Do szklanego słoja Kropki spakowała.
A w domu na stole Postawiła sprzęty
I słoik z wodami o obrazie ciut mętnym.
„Mamusiu!” – krzyknęła – -„ wyjmujmy mikroskop!
Przyjrzyjmy się dobrze Tym mokrym drobnostkom!”
Ciekawość do świata Zaraz zwyciężyła
I tak mama w kuchni Obiad porzuciła.
Kropelka na szkiełku, Drugim szkłem przykryta,
Niby nieruchomo Pod lupą spoczywa.
I oko zagląda Przez okular długi
A tam wszelkich stworzeń Cienie oraz smugi.
Raz jeszcze zbliżenie I świat ten maleńki
Ogromnym się staje, I cudnym, i pięknym!
Zwierzątka, co w jednej Komórce się mieszczą,
Biegają pod szkiełkiem I oko nam pieszczą!
I nitki roślinek Zielone lub żółte,
I małe bąbelki Rzęskami osnute.
„Och! Mamo! Jakiż Ten Pan Bóg jest mądry,
Że taki ład stworzeń Ułożył porządny!
W najmniejszych zwierzątkach, W komórkach roślinek
Organa poskładał Z tak tycich tycinek!
A rozum przyrody tej Pojąć nie może,
Jak tylko zachwycić się Tym, co tak Boże!
Ach mamo! Jak miło W mikroskop spoglądać,
Lecz co teraz tatuś Na obiad ma dostać?”
DAMA
W naszej małej mieścinie, Co z niczego nie słynie, Drepcze co dzień po bułki I załatwia sprawunki Pewna pani wytworna, Malowana i strojna. Chodzi jak wniebowzięta, W rozdmuchany kok spięta, W peleryny się stroi, To jej bardzo przystoi, I obuta na biało prezentuje się śmiało.
Chociaż… czy to jest modne?... tego ja nie oceniam, Jedno tylko ci powiem, że to zawsze się zmienia.
A ponadto ta dama, Luksusowo ubrana, Nigdy sama nie chodzi, Towarzyszą jej co dzień Dwa psy mocno strzyżone, W ciuchy zaopatrzone! Kiedy słota na dworze, One w śmiesznym kolorze Obłożone wełniastym Swetrem, szalem i paskiem!!! A do tego w spodenkach Na gumowanych szelkach!!!
Chociaż… czy to jest modne?... tego ja nie oceniam, Jedno tylko ci powiem, że to zawsze się zmienia.
Gdy paniusia ta strojna Z psami pląsa dostojna, Wszystkie baby rynkowe Aż pukają się w głowę! Na targowych stoiskach Śmieją się z niej ludziska. Wszak zazwyczaj tak bywa, Kiedy ktoś się wyrywa Ponad przeciętne głowy, Trend dyktować chce nowy, Śmiech usłyszy i drwinę I na swój temat kpinę.
Chociaż… czy to jest dobre?... tego ja nie oceniam, Jedno tylko ci powiem, to się nigdy nie zmienia!!!
KAPCIE
Kapcie kłóciły się, który z nich ważniejszy, Czy z prawej, czy z lewej strony dostojniejszy.
Wieczorem, gdy nogi szły na łoże swoje, Kapcie jeszcze ciepłe zaczynały boje!
Tak co noc do świtu za czuby się brały, I wzajemnie sobie szewki podgryzały.
Aż pewnego ranka, gdy noc z wolna przeszła Prawemu kapciowi - TRACH! – pękła podeszwa!
„A! widzisz! - rzekł kapeć lewy do współbrata - - Ja jestem ważniejszy! A ty mi stąd zmiataj!”
Wtem kury zapiały i słonko zabłysło I nogi powstały, by w kapcie się wcisnąć.
Kapeć lewy prychnął i bardzo bezczelnie Pożegnał prawego, który płakał rzewnie.
Lecz jakiż to szok na oba spadł wielki, Bo wraz z prawym lewy też trafił do ręki!
I zaraz na oba padł wyrok jednaki, Razem poszły w śmieci! Ot i finał taki.
MAŁPA
Wisiała małpa na linie. Gdzie? W Tryszczynie. Po co? Tego nie wiedziała. Hmm… to znaczy… Kiedyś wiedziała Ale zapomniała.
PCHEŁKI
W zapyziałej dziurze, Na plecionym sznurze Dwie pchełki siedziały I sobie gadały.
Jedna mówi: Skaczę, Gdy pieska zobaczę! Pójdę w świat szeroki Podziwiać obłoki!
Druga mówi: Siedzę. Zimę w głodzie spędzę. Przyjdzie pies golony, Pójdę na salony!
Pierwsza - od miesięcy Tędy i owędy Z kundlem podróżuje, Światem się raduje!
Druga - na swym sznurze, Otulona kurzem, Zaciskając palce, Czeka na swą szansę.
Pierwsza - w deszczu, w słońcu, Czasem na zającu, Świat cały poznaje, Radości doznaje!
Druga - ledwo żywa! Sucha i leciwa Ze zgryzoty płacze, Ale wciąż nie skacze.
Pierwsza - w sierści lisiej, Wilczej albo mysiej, Na łąkach i w lasach Wesolutko hasa!
Druga - mizerota Twarda w swych ochotach, Czeka rozżalona, Wciąż śniąc o salonach.
Mijały miesiące, Chwil wszystkich tysiące, Pchły się zestarzały, Siły już nie miały.
W zapyziałej dziurze Znów siedzą na sznurze, Siedzą cichuteńkie, Stare, starusieńkie.
Pierwsza - już wysycha, Sama ledwo dycha Lecz szczęśliwa cała, Dobre życie miała.
Drugą - w ciężkich dąsach Złość pali gorąca, Świata nie poznała, Na salony chciała!
Siwe, siwiuteńkie Pchełki dwie maleńkie, W zapyziałej dziurze Siedzą na swym sznurze.
RĘKAWICZKI
Rękawiczki się smuciły Gdyż nadeszła wiosna,
W szafie siedzieć nie lubiły, Z dziećmi chciały zostać!
A ponadto ze starości Dziur kilka dostały,
Żywot swój w służbie ludzkości Wkrótce skończyć miały!!
Ale wzięła je mamusia, Włosy im doszyła,
Potem oczka, uszka, buzia… Pacynki zrobiła!!!
Teraz, na swe stare lata, W teatrzyk się bawią,
W strojnych sukniach, w pięknych szatach Swe występy mają!!!!
LUKROWANE CIASTKO
Lukrowany pierniczek, Malowany światem,
Z czekolady patyczek, Z marcepana kwiatek,
Z orzecha piłeczka, Z migdała zaś chmurka,
Mała biedroneczka Z naszego podwórka!
I wszystko cukrowe, Słodziutkie i przednie,
Smaki kajmakowe, Że aż ślinka cieknie!
Motylek lukrowy, Sezamkowy deszczyk,
Listeczek cukrowy I dla Zosi wierszyk!
Wypisane zdania Czekolady smakiem
O ciastku, co mama Malowała światem.
SŁONKO ALBO DESZCZ
Słonko moje żółte! Jakże cię brakuje,
Gdy deszcz z ciemnej chmury Na głowę ląduje.
Kiedy z ogródeczka Chmura barwy kradnie,
Chowasz się, gdy wołam. Słonko! Fe! Nieładnie!
Kropelkowy deszczu! Jakże cię brakuje,
Kiedy słońce, prażąc, Kwiatki mi marnuje.
Gdy ptaszki w ogrodzie Z suchym milczą gardłem.
Ja cię wołam! Deszczu! Milczysz? Fe! Nieładnie!!!
|