Posiadając dziwną zdolność odczytywania ludzkich losów z mrugnięć powiek, pajęczyny zmarszczek, kącików ust, czy nawet sposobu trzymania papierosa, czytania w myślach i sercu - jak chiromanta w dłoni, na której dokładnie widać, tych pierwszych, którzy będą ostatnimi, a także każdy ciemny zaułek i meander prowadzący na zatracenie.W bezradności, nijak nie mogąc przestrzec straceńców, przebić się przez zbroje konwenansów, egoizmów i nieczułości dezerteruję na odludzie. Samotność i Bóg - mój nałóg.
Ślizgam się tu na tym forum od ponad roku po powierzchni, jak nadopiekuńcza matka skrywając istotę rzeczy, nie mając dość wiary w jej siły, a może chowając na lepszy dzień, który na pewno nadejdzie.
Pozostając ciągle jeszcze w konwencji tego „co wypada”, kluczę nieporadnie i po omacku, potykając się raz po raz, próbując naleźć wyjście w labiryncie ziemskich osądów, na szczęście nie idących z boskimi w parze. Może ta odrobina dzisiejszej szczerości, to wpływ wprawdzie najlepszego czeskiego piwa, (nazwy nie wymienię, nie dlatego, że żałuje browarom reklamy tylko dlatego, że nie mam pamięci do nazw) – które jednak niepasteryzowane przejechało się autostradą z Czech do Szczecina, a następnie po polskich wertepach do „Piły i zdaje się, że zaszły w nim jakieś nieprzewidziane i niepożądane przez producenta procesy, których efektem jest fatalny ból głowy (mojej) i jak nigdy długie zdania.
A może to po prostu udzielająca się szczerość i dobra energia Oty.
Przechodząc do sedna - pragnę podzielić się wrażeniami ze spotkania z Otą Nepily - barwnym, ciepłym akcencie na padole naszych ludzkich słabości i niegodziwości. W Pile – przedstawił własne zdjęcia, dokumentalny film o sobie oraz opowiadał ciekawe historie związane z jego pasją i zawodem fotografa.
Najciekawszą z nich zapewne jest ta, o tym, jak ,jako pierwszy Czech sfotografował Lecha Wałęsę. Jak zwykle wykorzystał swój fortel – tranzyt do NRD – dzięki, któremu legalnie mógł w Polsce przebywać 48 godzin. Otóż Ota, mieszkający w Czechosłowacji tak po prostu postanowił zrobić zdjęcie Lechowi Wałęsie – w tamtym czasie nie wiedział nawet jak Wałęsa wygląda – bo w Czechosłowackiej prasie nie pokazywano jego wizerunku. Pojechał do znajomych w Warszawie – od nich do Gdańska. Tam po prostu znalazł dom w którym mieszka Wałęsa. Stanął pod drzwiami i nadusił nazwonek. Otworzył mu mężczyzna z szerokim wąsem.
Czy to Pan jest Wałęsa? – zapytał Ota (nie wiedząc jak wygląda Lechu)
Tak to ja. Odpowiedział Wałęsa. Ota wyjaśnił w czym rzecz, po co przybywa, następnie umówili się na drugi dzień.
Niby normalna sprawa – ale jak przenocować w Gdańsku, krótko po stanie wojennym, nie znając nikogo? 48 godzin, które mógł w ramach tranzytu spędzić w Polsce – mijało. Był luty. Mróz. Ota skierował swe kroki do kościoła, mając w pamięci gościnność ludzi z pielgrzymki. Niestety kobieta, którą poprosił o nocleg zastanawiała się tak długo nad tym, czy przenocować przybysza z Czechosłowacji, że nie zdążył już poprosić innych – a po zastanowieniu odmówiła. Pozostał dworzec – a na dworcu – MO i inne służby z karabinami maszynowymi chodzące w kilku, a nawet kilkunastoosobowych grupach – i Ota bez ważnych dokumentów. Każdy, kto pamięta te czasy, wie jak mogło się to skończyć. Jak wspomina Ota – „pomodliłem się i podszedłem do oficera opowiadając historyjkę, o tym , że jestem czeskim studentem i przyjechałem robić zdjęcia do muzeum i spóźniłem się na pociąg”. Nawet go nie wylegitymowali, tylko skierowali na nocleg do sokistów. Nikomu nie przyszło do głowy, że bez ważnych papierów ktoś może podejść do oficera prosić o nocleg...
Na drugi dzień udało się zrobić zdjęcia Wałęsy. Ota próbował rozmawiać z nim o książkach, o Folwarku zwierzęcym Orwella, ale jak wiemy, Wałęsa na książki nie miał czasu. Gdy Ota zapytał o żonę - Danutę, której chciał również zrobić fotograficzny portret - Wałęsa niezbyt przekonany do pomysłu odpowiedział – Eee, Wondraczkowa to ona nie jest
Później również okrężną drogą zdjęcie znalazło się w czeskiej prasie...
CDN i zdjęcia może jutro