Ptica napisał(a):
A to ciekawe...
Izraelici wędrowali do Ziemi Obiecanej. Dlatego związek z ziemią w ich kulturze jest bardzo ważny, choć rozumieją ją często bardzo konkretnie. I o tą ziemię wciąż walczą.
A nam w dzieciństwie niejednokrotnie mówiło się o Bozi w Niebie oraz że celem wędrówki jest niebo, a nie ziemia. Co się stało z symbolem ziemi?
.... Bozia ????!!! .... Wkurza mnie takie pojmowanie Boga .... Bozia, a za nią boziowe niebo ..... boziowe aniołeczki i nieboziowe diabołeczki, a co potem - kolejne nieporozumienia typu
"bądź grzeczny, bo Bozie rozgniewasz i ta Bozia do piekła cię wyrzuci, bo Bozia nie znosi smrodu alkoholu, ćpunów, prostytutek itp. itd..." Nie dziwię się wcale, że po takiej katechezie co mądrzejsi ludzie od tej słodkiej Boziuni odeszli gdzie pieprz rośnie i nie chcą się po prostu ośmieszać.
***
UWAGA! - Po tym wstępie proszę jednak nie usprawiedliwiać swojego wyboru pójścia w drugim kierunku. Nie mam zamiaru brać za kogoś odpowiedzialności.
***
Bo Bóg, w którego ja wierzę, z tą ziemią, po której stąpam ma bardzo wiele wspólnego. Po pierwsze - SAM NA TĘ ZIEMIĘ, O KTÓRĄ LUDZIE WCIĄŻ WALCZĄ, ZSTĄPIŁ. I wierzę w to, że uczynił to dlatego, aby mnie nauczyć na tej nieludzkiej ziemi żyć troszeczkę inaczej, tak jak w niebie - bez przemocy, bez walki, z przebaczeniem na ustach. Moje życie jest niejako "duchową pustynią" i to z własnego wyboru, bo starając się iść choć trochę pod prąd przemocy, wciąż napotykam chichy, śmiechy... uszczypliwości .... BO TO PRZECIEŻ GŁUPI WIERZY W MIŁOŚĆ BEZINTERESOWNĄ! Wczoraj otrzymałam wiadomości z zapytaniem - dlaczego rozmawiam z
"największym wrogiem kościoła i najgorszym wariatem równocześnie" -
jeżeli taką "wspaniałą katoliczką" jestem? Przepraszam bardzo - "wspaniała katoliczka" potrafiłaby po tej ziemi chodzić bez słowa sprzeciwu wobec ignorancji, chamstwu, przemocy, umiałaby nadstawić drugi policzek i bez cienia wątpliwości wybaczyć swojemu wrogowi. Ja jeszcze tego nie potrafię, wprawdzie mam takie pragnienie, ale... piekło takimi dobrymi chęciami jest wytapetowane.
***
Więc kochana PTICO odpowiadam - droga do ziemi Obiecanej /dla mnie do nieba/ - to droga mojego twardego życia, które wcale różami nie jest usłane; to ciągła walka ze sobą, aby nie pójść drogą walki i przemocy. To "pustynia" wśród ludzi, którzy na okrągło mówią, że moje marzenie o niebie to utopia. I gdyby nie ta "manna" na pustyni i "woda życia" wydobyta ze skały przez Mojżesza, od czasu "przepiórki z nieba", które nasycają pierwszy głód; gdyby NIE WSPÓLNOTA LUDZI, KTÓRA PODOBNIE, CHOĆ NIE TAK SAMO MYŚLI - to chyba też bym w końcu powiedziała, że nie ma sensu gadać o tym wszystkim.
Pozdrawiam - alicja