doziemiobiecanej.pl
http://doziemiobiecanej.pl/forum/

ZMARŁ KRZYSZTOF KOLBERGER
http://doziemiobiecanej.pl/forum/viewtopic.php?f=13&t=110
Strona 1 z 1

Autor:  kaja [ 08 Sty 2011, 17:41 ]
Temat postu:  ZMARŁ KRZYSZTOF KOLBERGER

Anielski orszak niech twą duszę przyjmie,
Uniesie z ziemi ku wyżynom nieba


Zmarł Krzysztof Kolberger. Usłyszałam w radiu - mówił chyba Kazimierz Kutz, że Kolberger był jedną z niewielu wierzących osób, które w życiu spotkał.
A ja chciałabym go wspomnieć, nie za jego zasługi w stanie wojennym, czy dla Kościoła (choć zapewne ważne – za swoją największe dokonanie zawodowe uznał odczytanie Testamentu J. Pawła II, odznaczony „katolickim Noblem” - Totus 2009 r za krzewienie kultury chrześcijańskiej) ale dlatego, że o śmierci potrafił myśleć pogodnie.
Był artystą o łagodnym spojrzeniu, spokoju wewnętrznym i nieprzeciętnym głosie w sierpniu skończył 60 lat. Zaledwie 60. Miał plany, był pełen nadziei, że wyjdzie zwycięsko z tej walki. Nadziei i wiary. Bo też wiara stanowiła dla niego istotny punkt odniesienia. - Są momenty, kiedy wydaje mi się, że jestem najbardziej wierzącym człowiekiem na świecie. Ale są i takie, w których nie potrzebuję kościoła, by się modlić. Wolę wziąć do ręki "Modlitwę na co dzień" księdza Malińskiego, którą podarował mi przed trzydziestoma laty i z którą się nie rozstaję. W trudnych momentach po nią sięgam, bo tam niejednokrotnie znajduję odpowiedzi na zadawane sobie pytania. Poprzez twórczość, także księdza Malińskiego, rozmawiam z Bogiem. Dla mnie modlitwa jest rozmową z Nim w różnych sytuacjach i okolicznościach - zwierzał się podczas jednej z rozmów
"A nieszczęście - to szczęście/ lecz na razie inne" te słowa księdza Jana Twardowskiego stanowiły jedną z dewiz życia Krzysztofa Kolbergera. - Dzięki księdzu Twardowskiemu zrozumiałem, że nieszczęście to tylko chwilowy brak szczęścia, na którego powrót trzeba po prostu zaczekać – mówił K.Kolberger

Bo Krzysztof Kolberger najpierw sobie śmierć oswoił a potem ją nawet zdominował. Jego chęć życia, aktywność zawodowa i towarzyska do samego końca, mocno stępiły jej pazury. Kostucha miała do niego dostęp dopiero przed samym odejściem. Świadczy o tym ilość spektakli, ról filmowych i uczestnictw w różnorakich akcjach Pana Krzysztofa, już w czasie zaawansowanej choroby.
Właściwie to można powiedzieć, że życie dało mu do odegrania najtrudniejszą z możliwych ról. Scenariusz rozpisany był na wiele dramatycznych zwrotów i wątków rozciągniętych na kilkanaście lat. Fabuła znaczona była niezliczoną ilością cierpień. I on tą rolę odegrał po mistrzowsku. Nie złorzeczył Reżyserowi, że rola zbyt trudna i za wiele kosztuje. Składam mu wielki szacunek za tak wspaniałą lekcję umierania. Jego spokój, godność i normalność w tak nienormalnej sytuacji były świadectwem najgłębiej rozumianego człowieczeństwa. Przecież rak trawił go od kilkunastu lat. Ile człowiek może znieść nadziei, że to już koniec i zawodów z ponownych nawrotów? Nie tragizował nad swoją chorobą, nie wciskał jej ekshibicjonistycznie mediom i nie załamał się w końcu pod jej naporem. A miał trudno. Jako osoba publiczna doskonale wiedział, że jest ciągle obserwowany i jego radzenie sobie z rakiem jest nieustannie komentowane. Taka presja w chwilach, gdy w życie człowieka wkracza Ból, jest bardzo dojmująca. Trzeba być gigantem ducha, by zachować w takich ekstremalnych warunkach równowagę i właściwy ogląd rzeczywistości. Krzysztof Kolberger to potrafił.
W epoce kultu ciała, witalności, i jak mówi Tomasz Jastrun narcyzmu, Pan Krzysztof nie wstydził się pokazywać stopniowego uwiądu własnego ciała. Fakt, cały czas trzymał się świetnie, jednak piętno nowotworu z każdym rokiem odciskało się na jego twarzy coraz mocniej. Co znamienne, nie zmieniało się tylko jego spojrzenie. Jego oczy do końca pozostały dostojne, ciepłe i żywe. Tak samo jak uśmiech.
Udało mu się osiągnąć rzadko spotykany w tej okropnej chorobie wewnętrzny consensus. Z jednej strony świadomie ją zaakceptował i pogodził się z rakiem. Z drugiej mu nie uległ i się nie poddał. Często jest tak, że zgoda na chorobę, pogodzenie się z nią, oznacza kapitulację lub na odwrót, ktoś nie chcąc jej zaakceptować pozostaje sfrustrowany do samego końca i złorzeczy całemu światu oraz samemu Panu Bogu. On się pogodził, ale nie zrezygnował.
"I niech mi nikt nie mówi, że choroba go pokonała. Nie, to on pokonał raka" - powiedział o nim jeden z przyjaciół

   Trwać w bezruchu. Uciszyć hałas myśli. Nie dopuszczać żadnych informacji. Odsunąć wszelkie wiadomości. Nie przypominać sobie. Nie pamiętać. Niczego sobie nie wyobrażać. Uciszyć fale uczuć. Nie zazdrościć, nie pragnąć, nie tęsknić, nie oczekiwać. Niczego nie chcieć, niczego nie pożądać, niczego się nie bać. Niech opadnie całe napięcie mięśni gotowych do walki, do obrony, do ataku, do stawienia czoła.
     Dopiero teraz zaczynam słyszeć swój coraz spokojniejszy oddech. Dopiero teraz zaczynam słyszeć stukot swojego serca. Powoli rodzi się we mnie świadomość tego, że jestem. Ja jestem. Nie z szyldem imienia i nazwiska, ale ja, słyszący rytm swojej krwi, czujący przepływ powietrza przez moje płuca. Ja, człowiek jeszcze istniejący.


http://www.malinski.pl/?inc=inne_focus& ... jakie=rdcp

Autor:  Gosia [ 14 Sty 2011, 11:38 ]
Temat postu:  Re: ZMARŁ KRZYSZTOF KOLBERGER

Fajnie, że wspomniałaś Kaju o śmierci jednego z najwybitniejszych polskich aktorów współczesnego kina i teatru jakim był Krzysztof Kolberger.
I ja pozwolisz chciałabym powspominać jego osobę, bo uważam, że trzeba pamiętać takich ludzi jak on i brać z nich przykład…. gdyż brakuje nam autorytetów.
Odeszło już tak wielu: ks. Tischner, Nowak, Jeziorański, Miłosz, ks. Twardowski, Jan Paweł II, Kapuściński... Każde spotkanie z kimś, kto może nam wskazać kierunek, jest bardzo ważne. Tak jak spotkania z Janem Pawłem miały niezwykłą moc.
Chociaż Krzysztofa Kolbergera osobiście nie poznałam to jednakże był mi bliski, a szczególnie jego głos to jak pięknie odczytywał każdą poezję, spokój jakim otaczał siebie i innych wraz z jego człowieczeństwem.
Jak się tylko dowiedziałam o jego śmierci a nastąpiło to po przez wiadomości internetowe popadłam w smutek, który mnie poraził, tak jakby ktoś bliski memu sercu odszedł...to dziwne prawda? Przecież nie znałam go osobiście a jednak ...łzy cisnęły mi się do oczu.
Wiedziałam, że od lat walczył z chorobą nowotworową najpierw był to rak nerki, potem miał przerzuty na wątrobę, lecz się nie poddawał, zawsze był uśmiechnięty mimo cierpienia jakie odczuwał.
Ostatnio pierwszy raz zobaczyłam dokument o Krzysztofie Kolbergerze pt "Kolba na szczęście", jest to zapis balansowania na granicy życia i śmierci, afirmacja życia we wszystkich jego przejawach. Ten dokument przybliżył mi bardzo jego osobę. Ukazane zostało jego życie z wyrokiem , a które stało się szansą na odkrycie nowych możliwości bycia człowiekiem i bycia dla innych.
Podczas koncertu poświęconego pamięci Jana Pawła II pod tytułem „Wielka Pani”, recytując młodzieńcze wiersze Karola Wojtyły, stworzył wspaniałą kreację, a kiedy odczytywał testament Jana Pawła II w czasie żałoby po śmierci papieża w kwietniu 2005 roku, gdzie widać było jego zmęczenie, a lekarze zabraniali mu tego, by się nie przesilał, on się jednak zdecydował. Dziś nie wyobrażam sobie, by ktoś inny mógł go odczytać.
Chciałabym też zwrócić uwagę szczególnie na dwie odpowiedzi, podczas jednego z wywiadów z P. Krzysztofem, a które do mnie najbardziej trafiły. Redaktor zadał mu pytanie.
Co poezja z Panem robi?.. i odpowiedział:
"W niej czuję się dużo swobodniejszy niż w prozie. Tajemnicą poezji jest to, że nie mówi wprost, ale daje szanse na większe pole do odczuwania, do poddawania się magii.
Przeniosła mnie w inne, lepsze rejony naszego życia. To może też robić z nami teatr, film, książka i wizyta w muzeum. Zapominamy wtedy o codzienności, stajemy się może lepsi, na chwilę zatrzymujemy się." Kiedy tak analizuję sobie tę odpowiedź, to czuję to samo gdy czytam czasem sobie coś z poezji.
Miał zupełną rację, wystarczy się czasem po prostu "zatrzymać" Można powiedzieć odważnie, że poezja potrafi zmieniać realne życie. "Poezja jest tym co przenosi nas w inne, lepsze rejony życia, jest cenne"
Na koniec dodam, że jak on sam o sobie się wyraził , "że pewne rzeczy przeżywał po prostu trochę jak roślina, która czerpie z powietrza, z wody i tego nie nazywa".
Przytoczę też jeszcze jedną odpowiedź, która zapadła mi w sercu.
Na pytanie co robić, żeby nie być samotnym? Odpowiada:
"Trzeba zadbać o to, kiedy się jest zdrowym i tylko czasem pozornie nieszczęśliwym. Wiele zależy od tego, jak traktujemy ludzi, czy jesteśmy na nich otwarci, jaki model zachowania wynieśliśmy z domu rodzinnego".
Wczoraj usłyszałam w Teleekspresie podczas jego pogrzebu, piękny cytat nie wiem z czego był cytowany, dotknoł mnie tak, że nie zdołałam go zapamiętać bo wzruszyłam się do głębi, a zarazem uczynił moje myśli w kierunku mimo takiej sytuacji w stronę nadziei na lepsze dni, chciałabym nim zakończyć moje wspomnienie o P. Krzysztofie. Ale niestety…nie pamiętam go w całości, ale obiecuję, że w najbliższym czasie postaram się go zacytować jak znajdę.
Mam nadzieję, że przybliżyłam choć trochę postać P. Kolbergera moim wspomnieniem po prostu o człowieku żyjącym w cieniu śmierci, i myślę, że istnieje na tej ziemi wielu takich ludzi tylko nie słychać o nich bo nie są medialni.

Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy,
Przyjmij dar smutny, który ci składamy.
Trochę na grób twój porzuconej gliny
Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny.

Powracasz w ziemię, co twą matką była,
Teraz cię strawi, niedawno żywiła
Tak droga każda, którą na świat wodzi,
Na ten ubity gościniec wychodzi.

Niedługo bracie (siostro) z tobą się ujrzymy,
Jużeś tam doszedł, my jeszcze idziemy.
Trzeba co było odpocząć po biegu,
Ty wstaniesz, boś tu tylko na noclegu...


Pokój Jego Duszy ;(.

Autor:  *kaja* [ 14 Sty 2011, 13:47 ]
Temat postu:  Re: ZMARŁ KRZYSZTOF KOLBERGER

Dzięki Gosiu, Ty ładnie mówisz i ładnie piszesz, a to rzadko idzie w parze...

Autor:  Gosia [ 15 Sty 2011, 16:20 ]
Temat postu:  Re: ZMARŁ KRZYSZTOF KOLBERGER

Dziękuję Kaja .
Ale w większości jednak zdarza się, że cytuję kogoś i to zasługa nie do końca w pełni i moja.
Nie jestem dobrą, "pisarką" - staram się jakoś...zawsze dumam co napisać. Ale jak tak piszesz to i też cieszę się, że się podoba, choć nie do końca o tym myślałam, chcę się po prostu sensownie i dobitnie podzielić czasem z wami przemyśleniami na dany temat.
A temty, które tutaj odnalazłam i które poruszacie są bardzo ciekawe i z przyjemnością je przeglądam i odczytuję wraz z odpowiedziami waszymi i jak coś mnie zaintryguje, to napewno coś napiszę i z miłą chęcią to zrobię.


A wracając jeszcze do P. Kolbergera szczególnie do jego choroby i tego jak z nią walczył, chciałabym dodać do tego co wcześniej pisałam, że był on dla mnie dzielnym człowiekiem dlaczego? Bo w swej chorobie był cichy i to, że w walce z jego chorobą było ważne organizowanie się, po prostu.... by zdrowieć. Robił to uważam wspaniale tak, by w żaden sposób nie zadręczać ludzi i rodzinę swoją chorobą, a to chyba myślę też cenna cecha była u niego. Chodzi mi tu o cechę organizacji wokół tej całej choroby.

Pozdrawiam cię Kaju i życzę spokojnego weekendu.

Autor:  *kaja* [ 15 Sty 2011, 18:40 ]
Temat postu:  Re: ZMARŁ KRZYSZTOF KOLBERGER

Dzięki ale niestety cały weekend pracuję i to od świtu do nocy ale na szczęście w domu. Trochę się przejęłam rolą i zaczynam zachowywać się jak w szkole :shock: ale często mi się przypomina Twoja opowieść o wieńcu dożynkowym, a wypowiedzi Kolbergera są jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe.
Można by cytować i cytować.
Buziaki.

Strona 1 z 1 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/