A. Szpaku napisał(a):
Nieraz były sztraszliwie trudne sytuacje na pielgrzymkach i zlotach. Bez Boga nie byłoby najmniejszych szans, żeby dzieło istniało dalej. Kilka razy pielgrzymka miała byc rozwiązana i Opatrzność znalazła obronę. Raz obroniła telewizja polska, która kręciła film. Ale wszyscy wtedy byli wyspowiadani dzięki księzom w z Warszawy. Zawsze była ekipa tak "nagrzanych Bogiem", że umieliśmy przetrwać spokojnie ciężkie problemy. Nie chcę ich tutaj wymieniać, ale większośc zlotów musiala być przenoszona, jednak księża nie przekreślali nas, tylko proponowali inne miejsce. Tak samo milicja:"róbcie co chcecie, ale nie w naszym rejonie". Ale się liczyli ze mną. Jednak wystarczyło,że w ub. roku 10 kwietnia na sporą gromade naszych spokojnych ludzi, jeden wykrzykiwal troszke po pijanemu i juz wymówili nam barmani galerię prof. Chromego w Krakowie. A było tam kapitalnie. Szkoła z życzliwą p.dyrektor i p. woźną po sąsiedzku, w centrum Krakowa. Bar, sklep. Mądry ksiądz tuż obok, gdzie odprawialiśmy Mszę i miejsce spalone. Ale przychodzi mi natchnienie od Boga, że będzie nowe. Szukanie remiz, szkół, klasztorów po Krakowie to szkoła heroizmu, ale zawsze Bóg Miłosierny pomógł. I to było siłą prztrwania. Jedna zakonnica ze złością mówi przez telefon: "wezwę na was policję",choć nie było powodu, a ja tylko raz w zyciu: "ty małpo spróbuj!" i się wystraszyła bardziej mnie niż ja jej. Potem było dobrze. Bóg zawsze dawał nam na nowo szanse. Co jakiś czas ktoś ogłaszał: "Filip odszedł" czy inny... Ale wiara i miłość Boża, jak już wyżej pisalem, zapalały w nas jeszcze wiekszą ufność, że się nie poddamy, ze znajdziemy alternatywę narkomanii. Świadectwa nadzwyczajnej siły w Eucharystii tego po cichu dowodzą. Mógłbym o cudownych wyzwoleniach, jakie tylko znam opowiedzieć za pozwoleniem...
Drepcząc śladami Szpaka coraz częściej przychodzi mi do głowy ten wiersz.
Choć nie do końca oddaje to co chciałabym wyrazić i jest jedynie tłumaczeniem, a właściwie połączeniem, dwóch tłumaczeń, które pozwoliłam sobie poczynić na własny użytek.
Ballada z turnieju w BloisW pobliżu źródła umieram z pragnienia
Pałam płomieniem, zębem o ząb dzwonię
We własnym ja kraju, jak jaki wygnaniec
Marznę przy ogniu, który obok płonie
Jak robak goły, jak starosta w domie
I bez nadziei, a przez łzy się śmieję
W sprawie przegranej wracają mi siły
Oto się ciesze bez żadnej przyczyny
Silny, choć władza ni los mnie nie grzeje
Goszczą mnie wszyscy, odpycha zaś każdy
Nic mi pewniejsze nie jest od wątpienia
Ciemne to tylko, co światłością płonie
Wątpić zaczynam gdy wszystko jest pewne
Nauki zawodne, omamom podległe
Gram i wygrywam, przegrany zaś wstawam
"Boże, daj dobrą noc" mówię, gdy dnieje
Leżąc na wznak przed upadkiem truchleję
Choć grosza nie mam, rozpiera mnie pycha
Na spadek czekam, choć nie mam nadziei
Goszczą mnie wszyscy, odpycha zaś każdy
O nic wręcz nie dbam a łaknę zdobyczy
Dziś byle czym się kontentując stronię
Druhem mi ten, co zadał mi cierpienia
I prawdomówny ten, co kłamstwem zionie
Bratem mi ten jest, któremu nie bronię
Twierdzić, że jako orzeł kruk bieleje
Szkodnik mi niesie pomoc i nadzieję
Prawda i kłamstwo rzecz jednako licha
Wszystko zrozumiem, wszystko w proch rozwieję
Goszczą mnie wszyscy, odpycha zaś każdy
Książę łaskawy, racz wiedzieć
Że wiele rozumiem, choć się z tą myślą nie dzielę
Jestem wyjątkiem, a prawdy poddany
Goszczą mnie wszyscy, odpycha zaś każdy
Fracois Villon
Andrzeju mam nadzieję, że wszyscy chętnie poczytają krzepiących opowieści o cudownych wyzwoleniach. Wszyscyśmy tu gospodarzami, a ja chciałabym najmniej. cieszę, się że Puniek przejął inicjatywę.