Ostatnia wizyta: Obecny czas: 22 Gru 2024, 22:34


Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
 Temat postu: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 23 Cze 2011, 20:13 

Rejestracja: 19 Cze 2011, 18:52
Posty: 10
Hippisi...co wlasciwie znaczy byc hippisem??dlugie wlosy,pacyfka na piersi,sandaly,prochy czy moze kwiaty we wlosach??czy hippisi to ideologia??wolnosc,milosc,przyjazn,wspolnota??czy hippisi to ludzie ktorzy sa oderwani od tego swiata i nie godza sie z jego konsumpcyjnoscia??jesli tak to ja bylam hippiska..!dotknelo mnie wszystko orpocz prochow.czy przez to cos stracilam??czy bylam tylko pol-hippiska??
to bylo naprawde wiele lat temu.sluchalam Rysia Riedla i szuklam swojego miejsca na ziemi.w milosci,spokoju i na lace pelnej kwiatow.chcialam sie jakos ulokowac,naprostowac i isc ta wybrana droga.tylko ktora???tylko jak???tylko gdzie???zeby isc trzeba wierzyc ze ten kto przed Toba,ze ten kto prowadzi nie zawiedziec cie.trzeba wierzyc ze nie zostawi gdy zaczniesz kulec,belkotac i utykac.trzeba wierzyc ze twoj przewodnik to jednoczesnie twoj przyaciel.przyjaciel madry,lojalny i godny powierzenia mu swojego jestestwa i calego zycia.zeby isc trzeba wierzyc ze nawet gdy zgasna gwiazdy i swiat straci wymiar..on bedzie znal droge.trzeba wierzyc ze gdy nogi odmowia sil on wezmie cie na swoje ramiona.trzeba wierzyc...po prostu wierzyc.w kogos,w czlowieka,z Boga....!!bez wiary bladzimy w ciemnosciach,wpadajac w liczne pulapki.potykamy sie,krazymy w kolko i nie mogac znalezc drogi po prostu umieramy...wysychamy jak zaba na pustyni.umieramy w starsznej mece pustego wnetrza i serca.nie kochajac,nie wierzac i nie ufajac.tak wlasnie nascie lat temu umieralam ja.zblakana i oblakana nie potrafilam zapalic ani jeden dobrej latarni bo te do ktorych dcieralam znikaly jak fatamorgana.gdzie isc?/w co uwierzyc??upadalam coraz nizej i coraz mniej bolalo.zaczynalam nie pragnac nic i nie chciec nic znalezc.ktos mi powiedzial ze wierzy w Chrystusa.gdziez On jest>>>pytalam ale nikt nie znal odpowiedzi.gdzie mieszka czy ktos Go widzial??cisza!!!pracujac z Kotanem napatrzylam sie na ludzi ktorzy wyroki mieli na swoich twarzach,na tekturowych tabliczkach trzymanych tak by moc sie za nimi schowac.gdziez jest Krol co na rzezie tlumy te wyprawia...pytalam za Mickiewiczem...czy dzieli ich odwage??czy piers sam nadstawia??nie..on siedzi o piecset mil na swej stolicy..krol wielki...!!!to byl ten Chrystus o ktorym wszyscy mowili i w ktorego wierzyli.siedzial o piecset mil na swej stolicy..nie takiego przewodnika szukalam.latwo byc szczesliwym kiedy ma sie do mieszkania cale niebo z zastepem aniolow.
bylismy w Brodnicy.bylo gorace slonce i siedzilismy przy swoich namiotach.ktos powiedzial...o 15 jest msza Szpaka ..idzie ktos?kim jest ten Szpak do cholery i czemu mialabym tam isc??na msze??czemu jego msza mialaby byc inna od tych ktore znalam na pamiec??czemu mialaby nie byc nudna z jasno podzielonymi rolami do grania?????poszlismy i ja tez poszlam.usiadlam w ostatniej lawce..bezpiecznie bo mozna szybko wyjsc..!czekalam az pojawi sie ten Szpaku..jakw szysyc w okol o Nim mowili.Boze...gdybym tylko wiedziala co sie wydarzy i jak ten czlowiek zmieni moje zycie..zabralabym tam ze soba caly swiat...cdn


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: Re: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 23 Cze 2011, 20:15 

Rejestracja: 19 Cze 2011, 18:52
Posty: 10
wyszedl...!!przystojny facet pomyslalam nieskromnie...wcale nie chcac wsluchiwac sie w to co ma do powiedzenia.chcialam uciec a nagle zostalam zaproszona za oltarz.zaprosil nas za oltarz!!tam gdzie do tej pory byla zawsze mi znana rezerwacja...dla NICH....RESZTA miala siedziec i sluchac z pokora i robic co im kaza!kiedy usiadlam za oltarzem,na ziemi w magicznym kregu...kiedy dostaam do rak ugryzione jablko ktore przechodzilow ciaz dalej i dalej...poczulam jak kruszeje moj muron pekal i kruszal.zrozumialam ze ten czlowiek ktory teraz gra nam na gitarze sprawil ze moje mury runely.kim On byl wiec i skad mial taka moc??spojrzalam na Niego,na stare zniszczone butu ktore prawie nie mialy podeszwy,zuzyta sutanne i zmecozna ogorzala sloncem twarz.zobaczylam opalone rece,ktore z moca szarpaly struny gitary.ona poddawala Mu sie jakby byli najlepszymi przyjaciolmi.spojrzlaam w te oczy a One popatrzyly na mnie z tym czyms w czego istnienie juz przestalam wierzyc,czego przestalam juz szukac i czego tak bardzo bardzo balam sie odnalezc.. spojrzaly na mnie z bezgraniczna miloscia,ufnoscia i radoscia.One cieszyly sie ze mnie odnalazly..o Boze!!patrzyly na mnie oczy w ktorych byl ocean milosci i wiary w drugiego czlowieka,oczy w ktorych byl zar,niezmordowana sila,desperacja i ogrom charyzmy.oczy w ktorych byla skromnosc do szpiku i wielkosc jakby nieuchwytna dla wlasciciela.On nie pragnal taki byc.piekne,madre,dobre.boze oczy..ielz bylo w nich sily i odwagi.to byly boskie oczy...oczy Chrystusa...oczy mojego Pana i przewodnika!upadlam pod ciezarem tego spojrzenia i po prostu zaczelam plakac...bezsilnie trzeslam ramionami w szlochu nie tlumionym.odnalazlam Chrystusa..spotkalam Go na swojej drodze!!a On zaczal spiewac...ze Chrystus jest narkomanem ktorego trzeba leczyc i psychicznie chorym ktorego trzeba kochac.to byl jedyny sposob w jaki mogl do mnie dotrzec i dotarl.On to wiedzial..otarl moje lzy dzwiekami swojej gitary.Sam nie wie ile to dla mnie znaczylo bo do dzis nie bylamw s tanie Mu tego opowiedziec.robie to tak naprawde po raz pierwszy...tak dokladnie i prawdziwie.tak to bylo Andrzeju!!!trafil wtedy do wszystkich naszych serc.tych wierzacych i tych niewierzacych.bo On nie chcial nas nawracac...On tylko pokazal ze Chrustus jest w kazdym z nas.otworzyl serca zamkniete od lat,skruszyl lody i otworzyl tamy.kiedy wyszedl...nikt nie zostal w kosciele..wybieglismy za Nim..tloczac sie w okol jak dzieci.Panie krzyczlam...dotknij mnie a bede uzdrowiona...ale Ona popatrzyl tylko z tym swoim usmiechem!!moj Chrystus...spojrzal na mnie i to mnie uzdrowilo!!jest moim przewodnikiem do dzisiejszych chwil...poczulam wtedy ze nareszcie moge isc...bo On jest ze mna i nigdy mnie nie opusci.dzis po latach los rzucil mnie za granice kraju i nie mam juz kontaktu z przyjaciolmi.nie jestem na zlotach,szpakowiskach ani innych spotkanaich.zmienilam sie ale dusza wciaz sie rwie do Was kochani i do Ciebie...przede wszystkim do Ciebie Andrzeju...moj Chrystusie.nie gniewaj sie ze tak jak nazwlam Cie wtedy tak chowam do dzis w sercupozwol mi to tak zatrzymac.to byl przepiekny dzien.dziekuje ze mam dzis okazje by Ci za niego podziekowac Szpaku...dziekuje Tobie z calego serca.jestes wielki i to co robisz dla nas wszystkich musi podobac sie Panu i za to chwala Ci na wszystkie wieki!!dziekuje


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: Re: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 24 Cze 2011, 07:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Sty 2011, 10:26
Posty: 48
Hej Jagusi. Dzięki za te słowa. Tak wczoraj jakiś ciężki dzień miałam. Podniosłaś mnie na duchu. Ludzie tak szybko zapominają... Szkoda, że nie będzie Ciebie z nami. Moi znajomi z pielgrzymki też wszyscy na emigracji...Trzymaj się ciepło.


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: Re: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 24 Cze 2011, 16:30 

Rejestracja: 19 Cze 2011, 18:52
Posty: 10
oj nawet nie wiesz jak Ty mnie podnioslas na duchu swoim wpisem.Andrzej mowil mi kiedys ze Bog zna nasze pragnienia zanim jeszcze je wypowiemy i...to prawda!dziekuje wiec.a wiesz ze w tym roku dolacze do pilegrzymki?udalo mi sie to rowniez w roku ubieglym i tak jakos znowu zrobilam wszystko zeby moc pojsc z Wami...))). :D bardzo sie ciesze i do zobaczenia..


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: z listow do Ciebie...
PostWysłany: 25 Cze 2011, 09:10 

Rejestracja: 19 Cze 2011, 18:52
Posty: 10
minelo kilka miesiecy od chwili gdy wchodzilismy razem wszyscy na Jasna Gore...minelo tak wiele tygodni...a dla mnie jakby nic nie minelo.zywe obrazy,zywi ludzie i dzwieki gitary.zywy jestes Ty,Twoj glos i zywe sa swiadectwa ludzi ktorzy je wypowiedzieli.ja sama nie powiedzialam nic....choc serce mi sie rwalo.slowa cisnely sie na usta i chcialam wypowiedziec je glosno ale grzezly w gardle i paralizowal mnie irracjonalny strach.przepraszam ze nie dalam rady,ze nie umialam wziac do reki mikrofonu i powiedziec jak wiele lat temu nasze spotkanie,spotknie Ciebie odmienilo mnie na zawsze.nie powiedzialam ile wtedy dla mnie zrobiles,ze Twoje slowa i listy trzymam do dzisiejszego dnia zwiazane wstazeczka na strychu rodzinnego domu.wtedy gdy ja bylam bliska dna,gdy nie wierzylam w nic okradziona ze wszystkiego co bylo dla mnie wazne....kiedy klelam Jezusa ze opuscil mnie w najwazniejszych chwilach mojego zycia...wtedy ktos zabral mnie na te pamietna msze.i spotkalam Go na nowo,spotkalam Jezusa i uwierzylam.uwierzylam Andrzeju tak mocno ze do dzis nic nie zachwialo mi tej waiary.bywaly lepsze i gorsze dni..jak to w zyciu ale moja wiara pozostala mocna i silna.dzieki Tobie!kiedy dolaczylam do grupy w sierpniu poczulam ze cos powrocilo,ze to sa Ci ludzie,te klimaty,ta muzyka i te slowa.moja mama byla przerazona jak wtedy gdy poszlam z Wami pierwszy raz...oslupiala z wrazenia i zapytala...a czemu.czemu Ty znowu tam czegos szukasz??czego wlasciwie szukasz?po co ci to??i wiesz co Andrzej?nie umialam Jej odpowiedziec....bo sama nie wiedzialam co mnie tam ciagnie,co tam znajde i czego wlasciwie szukam.zabralam ze soba przyjaciolke ktora nie chodzi do kosciola i tak naprawde nie wierzy ani w Pana ani w Ciebie.jej maz tak bardzo sceptyczny i tak arogancki jesli chodzi o wiare ze az wzdrygal sie na mysl ze my tam idziemy.pytal mnie dlaczego i po co ciagne tam Anie i co chce osiagnac.moj tata przez cale lata nie chodzil do kosciola.zabranial Mu tego ustroj i praca jaka wykonywal...a moze w gruncie rzeczy sam nie potrzebowal wiary??moze dobrze Mu bylo tak jak bylo??mieszkalismy na osiedlu pilnie strzezonym.na parkingu staly ciezarowki z wojskiem i czolgi a pod kazda klatka czail sie patrol kilku chlopcow z bronia.nikt nie sprawdzony nie mial wjazdu na osiedle.tak mieszkalismy i tak wlasnie daleko bylam od Boga kiedy zaczelam szukac i spotkalam Ciebie.kazda z tych wymienionych tutaj osob(dlatego je przytoczylam) watpila w ta moja pielgrzymke.wszyscy ostrzegali przed rozczarowaniem i ze kpili osbie ze lata buntu juz mi minely i ze powinnam w koncu wydoroslec.Andrzeju...modlilam sie kazdej chwili i kazdego dnia....za akzdym krokiem wypowiadalam intencje.modlilam sie za wszystkich tych ludzi.za mame ktora byla tak przerazona,za tate,ktory do konca nie wierzyl ze naprawde to robie,za Anie i jej meza.to co sie wydarzylo pozniej...na alejach i pod klasztorem przeszlo moje najsmielsze oczekwiania.zobaczylam mojego Tate...mojego kochanego Tate,ktory nie chodzil do kosciola ponad 30 lat...zobaczylam jak stoi i patrzy na nas i jak z oczu plyna Mu lzy!!lzy wiary,spokoju,milosci,dumy i zwyczajnego ludzkiego przyznania sie do bledu,do wairy i do tego ze WIELKI JEST PAN!!!moja mama pod wplywem Taty i tego co ja wnioslam swoja opwiescia poplakala sie rowniez.to kobieta silnej wiary i ogromnie wielkiego mocnego kochajacego serca!!pochodzi z bardzo wierzacej i wyjatkowej rodziny i zderzyla sie z ateizmem Taty aby wykonac swoje zadanie na ziemi.Andrzeju...maz Ani postanowil pojsc z Nami za rok...chce Ciebie uslyszec,poznac,zobaczyc...chce zobaczyc tego naszego Boga ktory potrafi skruszyc najglebsze lody.chce zobaczyc ta sile na wlasne oczy i porazic sie Jego miloscia.tak jak porazilysmy sie my.nasze msze i nasze czuwania to chwile tak wyjatkowe i nieprawdopodobne ze wierze iz dokonalo sie wtedy niejedno nawrocenie.Andrzeju kochany...wtedy naprawde byla wsrod nas Bog...czulam prawuie Jego obecnosc namacalnie.och powiedz mi czy to mozliwe???czy mozliwe ze czulam jak wchodzi do kosciola z Nami???czulam jak siada wsrod nas i jak sie usmiecha??powiedz mi prosze czy to mozliwe czy to tylko wytwor mojej galopujacej wyobrazni??czulam Jego obecnosc moj przyjacielu!!!czulam jak pozwala sie dotknac i uleczyc wszystkie rany i bolaczki.czulam obecnosc Pana i wiem ze On tam byl!!!sluchal mnie a ja mowilam do Niego...palce lzy plynely mi po twarzy przy tej spowiedzi ktorej nigdy juz nie zapomne.mowil do mnie....jestem blisko i ja slyszalam te slowa.spiewalam Mu...Ty tylko mnie poprowadz....Tobie powierzam ma droge...!!Andrzeju znowu wlales w moje serce milosc i wiare tak ogromna ze powala,ze poraza ze zachwyca!!wiem ze Pan tam byl....i i jest i juz zawsze bedzie....i za Karolem Wojtyla powtorze....'czekalem na Was a wy przyszliscie do mnie.i za to wam dziekuje...'.dziekuje Andrzeju ze jestes i do zobaczenia w sierpniu!!!


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: Re: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 25 Cze 2011, 16:41 

Rejestracja: 25 Cze 2011, 16:08
Posty: 2
Jagusia piszę, bo jestem głęboko wzruszona Twoim świadectwem. Zobacz jak działa moc Ducha św., jak lawina. A zaczyna się czasami wszystko od zwykłego przypadku, spotkania na swojej drodze kogoś wyjątkowego, który potrafi zarazić prawdziwą miłością, pasją miłości. Kiedy Bóg zaczyna w nas działać czasami nie musimy nic mówić wystarczy spojrzenie a już coś się dzieje. Dla Ciebie zapalnikiem był Andrzej a potem to Ty stałaś się zapalnikiem dla innych. Rozpalaj nadal, tak jak to przez całe życie robi Andrzej. Każdy, kto chociaż raz przeżył prawdziwe zjednoczenie z Chrystusem, jak to Ty nazwałaś "namacalne" już zawsze będzie naznaczony Jego stygmatem - stygmatem miłości a ma ona swoje źródło w Eucharystii. Żyjąc z Bogiem ma się zawsze ciekawe życie, a Ty jesteś tego przykładem jedyne co nam pozostaje to modlić się za osoby, które niosą nam Boga. Pozdrawiam a Tobie Szpaczku chcę powiedzieć: zobacz ile owoców zostawiasz po drodze, "niech Ci z Syjonu błogosławi Pan..."


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: z listow do Ciebie...
PostWysłany: 25 Cze 2011, 17:57 

Rejestracja: 19 Cze 2011, 18:52
Posty: 10
tak dawno do Ciebie nie pisalam ze znowu odczuwam pustke i brak Twojego slowa,Twoich mysli...po prostu i po ludzku tesknie..!pamietasz ,gdy pisalam o tym jak przed laty spotkalam Cie na swojej pokreconej drodze i byles mi niczym Jezus?pamietasz ze tak Ciebie nazwalam,proszac o wybaczenie jesli pozwolilam sobie na zbyt wiele..!wtedy uratowales mnie,moje zycie i okazales ktora droga isc,zapaliles mi na drodze latarnie bym nie zbladzila i wlales w serce odwage i nadzieje i milosc!od tamtej chwili krocze tak jak mi powiedziales,choc czasami zbaczam to jednak wciaz tli sie we mnie swiatlo,ktore tamtego dnia w Jarocinie zapaliles w moim sercu!jestes dla mnie wszystkim co najwazniejsze,najwieksze i namadrzejsze.pisze tak bo czuje to nadal-tak samo jak wtedy,gdy mialam zaledwie kilkanascie lat.to taka ciagla,naiwna milosc dziecka do Ciebie i wiara w Ciebie powoduje ze chce mi sie zyc,ze chce kazdego sierpnia pobyc blisko Ciebie,choc przez te kilka dni drogi-jestes moim nauczycielem i mistrzem!!dzis chcialabym napisac o tym co wydarzylo sie na pielgrzymce w tym roku.wiem ze czas plynie i uplynelo go jakby troche od tamtych chwil,ale dla mnie,w moim sercu te chwile sie zatrzymuja.ja nimi zyje kazdego dnia,bo co roku daja mi przedziwna moc i sile...na kolejne miesiace tutaj w Anglii! kazde nasze czuwanie,kazda msza jest dla mnie swoista ewangelia.czuje sie jakby czas sie cofnal a ja stalam sie jednym z uczniow,ktorzy wtedy podazali za swoim Panem-spijajac z Jego ust kazde slowo i wierzac goraca w Jego sile i moc.kazde czuwanie i kazda msza na pelgrzymce daje mi odczuc ten niesamowity dreszcz leku wynikajacego z bliskiej obecnosci Pana.ja czuje ze On jest wtedy z nami,tak blisko,bliziutko.nie umiem tego oddac i opisac ale gdy zaczyna sie czuwanie-On wchodzi i siada obok mnie.mowi do mnie,podpowiada mi i naucza-nie uzywajac ust!czuje takie zimno i goraco jednoczesnie,czuje dreszcz obecnosci i serce wypelnia mi sie blogim spokojem i miloscia,ktorej nie da sie opisac.czuje wtedy taka przedziwna moc i sile ze jestem zdolna przeniesc gory na swoich ramionach.znikaja troski i problemy a ja unosze sie nad tym wszystkim i patrze z gory oczami widza.widzisz Andrzeju...i tym razem tak bylo i tym razem On przyszedl i nie opuscil mnie.czekalam z bijacym sercem na to uczucie i nadeszlo.On wszedl i usiadl obok mnie wypelniajac caly kosciol swoja miloscia i spokojem.wtedy Ty powiedziales ze udzielisz sakramentu ostatniego namaszczenia.jesli ktos potrzebuje i chce to moze podejsc.powiedziales wtedy ze jesli ma sie w sercu wiare to czasami dzieja sie cuda.pamietasz??to byl zbyt krotki czas zeby pomyslec,zeby napelnic sie ta wiara i zaniesc swoja prosbe i cierpienie.bo jak to tak teraz???bo jak to tak nagle i nieoczekiwanie??nie bylam przygotowana na to ktora z ran chcialabym ofiarowac.wiesz...od lat cierpialam na wielki bol kolan.nie jeden raz sprawial mi on psikusy i paralizowal moje nogi na jakis czas.bol da sie opanowac ale balam sie ze kiedys bede jezdzic na wozku.balam sie tego panicznie i choc to nie byl jedyny moj klopot,nie jedyny cios i nie jedyny dramat...moze nawet nie wcale ten najwiekszy i najwazniejszy to jednak chialam wlasnie ten strach zaniesc na oltarz w sercu.idac do Ciebie szeptalam...Boze uchron mnie przed wozkiem bo wtedy nie bede w stanie sie podniesc.mam dziecko,rodzine,chce w pelni z nimi zyc.nic wiecej Andrzeju nie zdazylam powiedziec ale czulam ze moje serce jest spokojne.On szedl obok mnie i wypelnial mnie poczuciem ze oto dzieje sie cos nadzwyczajnego,donioslego i niepowtarzalnego.wypelnil mnie poczuciem ze oto nastepuje ta chwila,ktora juz nigdy sie nie powtorzy.namasciels moje rece a mi sie wydawalo ze czujesz i slyszysz jak wali moje serce.lomotalo tak glosno ze mialam wrazenie ze wszyscy wokol je slysza.nie wiem jak wrocilam do lawki,w oczach mialam palce lzy.Twoj dotyk,Jego obecnosc obok-uczynili z tej chwili tak juz podnioslej-moment,ktorego nigdy nie zapomne.Andrzeju moje kolana przestaly mnie bolec.nie bylam w stanie jechac autem dluzej niz 20 minut-przejechalam z poludnia Polski na Mazury zupelnie zapominajac co to jest ten paralizujacy bol,goraco,ktore zalewa kolano,pulsujace pieczenie.Andrzej-nie umiem pisac ladnie ani wzniosle,ale chcialam w ten prosty sposob powiedziec Tobie....DZIEKUJE!!!!uzdrowiles moje nogi!!jestem Ci winna je---beda za Toba isc gdziekowiek bede mogla byc przy Tobie.dziekuje Ci Andrzeju!!!


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: Re: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 26 Cze 2011, 21:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Paź 2010, 19:24
Posty: 197
Jagusiu Kochana z Londynu, Uleńko, Alicjo z Krzysiem, Bernardzie z Grażynką, Mietku, Karolinko z Londynu,Olu, Małgorzato, Magdaleno, Oldrzichu, Puńku,Ota, Ula z St. Luis, Małgosiu z Chicago, Hanno, Olu, Adasiu Mioduchowski, Robercie z Ewą, Jano, Proroku, śp.Kasiarzu, śp. Mańku Gibało, a także śp. Tarzanie i wielu wielu tysięcy podobnych, którzy doswiadczyliscie "dotknięcia" Łaski i Miłości (temat jednej pielgrzymki).
W którymś momencie dotarł i do Was Jezus ze swoją "Mocą zbawczą" . W różny sposób na "różnych drogach" doznajemy "powtórnego narodzenia", poczyna się w nas "Królestwo Boże" inspirowane przez Ducha Świetego. U niektórych stale wzrasta jak "zorza aż do południa", jak u Ciebie Jagusiu i wyżej wymienionych i nie wymienionych, u niektórych świecące "falami" lub ledwie się tlące, albo też i poniżej zera.Tragedia a czasem psychiatryk.
Maryja w w "Wieczerniku" Medjugorje, gdzie objawiła mi się przez podarowanie Swojego cudownego wizerunku od nieprzypadkowego "mężczyzny Anioła" powiedziała, że "do swej Miłości nie wybiera najlepszych". Kocham Ją za to że ONA JEST- także dla mnie.
A co?- nie chodzi z nami w Jasnogórskim Obrazie przez 32 lata z kolejnych miejsc swoich objawień do Częstochowy? I czy nie dlatego jesteśmy "Żywym Kościołem" lub "Żywymi członkami Mistycznego Ciała Chrystusa?". Uważajcie Przyjaciele! Sarkając na Kościół Chrystusa, który jest "Świętym Kościołem nas grzeszników" (tytuł książki Benedykta XVI) szerzycie "dziwni hipisi" przykre legendy także o nas. Nawet śp. Samuraj tego nie robił. Wroga interpretacja historii Kościoła równa się ignorancji a przez to nietolerancji. Pierwsi hipisi,którzy zaczęli przychodzić do "Kościółka we Wrocławiu" 37 lat temu i przedtem, tak nie postępowali. Jezus mówił, ze "nie przyszedł potępiać lecz zbawiać i tworzyć "Wspólnoty Zbawionych", szczególnie rodziny, po co Go prześladować? Swoją nieskończoną, konkretną, uzdrawiająca, miłosierną Miłością - pragnie wzbudzić w nas Miłość wzajemną a przez to szczęśliwą.
Jesteśmy Świadkami, że "nasze Msze" ""reżyserowała" "Żywa Łaska i Miłość". Zaświadczam Wam,że nawet na blisko tysiąc Mszy jakie odprawialiśmy ŻADNA SIĘ NIE POWTÓRZYŁA.Dlaczego? Bo doskonała 1-wsza Msza Chrystusa w Wieczerniku nie była katolicka, lecz była UCZTĄ MIŁOŚCI. (MESSA = UCZTA). A jak wiem z teorii i praktyki taka miłość nie jest jak katarynka, lecz ciągle pomysłowa, staranna, ciekawa i co dnia nowa. Jednym słowem Wszechatrakcyjna, co po hindusku znaczy - KRŚNA. Prosiłbym w tym miejscu, by mi nie przypisywać "nawracania na hipizm". Jest to raczej leczenie ran i cierpienia miłością. Maharadż to stosuje jako bahti yoga.
Benedykt XVI pisząc encyklikę: "Bóg jest Miłością" nazwał Ją: "Miłością daną i zadaną". Ta Miłość spływała na nas. Ja to widziałem i przeżywałem. I po to nawet jeździłem na zloty. Msze działały jak jak "opium". Od "Magorzaty z naszej strony"dowiedziałem się, że dlatego narkotyk wzbudza takie zapotrzebowanie, ponieważ działa w komórkach mózgowych jak milość.
W człowieku są: psyche i soma, którym poświęcamy mnóstwo życia, ale zapominamy, że jest też pneuma, która karmi się wiarą, nadzieją i miłością. Ludzkie psyche i pneuma moga istnieć po śmierci bez ciała ale bez miłości jest w nich stan piekła. Rozbudzeni narkomani - czyli "w ciągu", gdy nie wezmą działki na noc, przeżywaja piekło, dławią ich piekielne zmory, dostają zapaści serca. Żydzi twierdzą, że w Auschwitz nie było Boga. Dlatego powstało tu "Centrum Dialogu i Modlitwy", żeby doszło kiedyś do bezgranicznego pojednania ludów właśnie w Oswięcimiu.Tysiące zwłaszcza młodzieży przybywa tutaj z calego swiata. Rzeczywiscie piekło to brak Boga, to "nieurzeczywistniona Miłość. Cywilizacja śmierci. Dlatego błogosławiony Jan Paweł II, 'który nie przestał być Człowiekiem zainicjowal swoją nauką i sobą "Cywilizację Miłości". Szanuja Go za to wyznawcy wszystkich religii, bo o to samo im też chodzi.
Każdy z nas, a także Hindus, Azjata czy Indianin, jesteśmy równo ludźmi wezwanymi do Milości Boga z całego serca i bliźniego jak siebie samego. Ja widziałem tę BOŻĄ DOBROĆ u naszego Brata Hinduisty Rakesha Arora z Delhi, który wybudował swoim wiernym 2 świątynie hinduistyczne w swoim regionie - będzie z nami na pielgrzymce - a służył polskiej grupie jak "własnej rodzinie" w Indiach przez 3 tygodnie, co mogło w sumie kosztować go blisko 3 tys. USD. I druga osoba we Vrindavan, katoliczka z mężem Hinduistą oraz księciem synem, z sympatii do coraz ładniejszego zespołu "Echo Sacrosongu" ofiarowała również 3 tys.USD. I trzecia postać Guru Maharadż we Vrindavan, z naszym Jerzym Maharadżem, też będzie z nami, załatwili nam mówiąc prosto - sens bycia w Indiach.
Ale widzę TĘ CUDOWNĄ MIŁOŚĆ i w małżeństwach naszych Ludzi, którzy "wspinając się"ze wspólmałżonkiem do miłości Boga z całego ducha tym piękniej kochają się ze sobą "po małżeńsku". Bo jedna i druga MIŁOŚĆ pochodzi od tego samego Boga. Miłlość Boża zmienia jakość miłości małżeńskiej. I tak na prawdę nie trzeba być w zakonie, żeby kochać Boga ze wszystkich sił.
Lecz niestety, to co Bóg stworzył w malżeństwie tak cudownie, diabeł może rozwalić. (iaballo = dzielę). RÓWNIEŻ TO JEST WAŻNE, ŻE BÓG STWORZYŁ DO MIŁOŚCI MAŁŻENSKIEJ TYLKO MĘŻCZYZNĘ I KOBIETĘ! LUDZIE BROŃCIE BOSKIEJ NATURY. Unia ani Obama, ani żaden prawodawca nie ma prawa stosować wobec Stwórcy Wszechświata "poprawności przykazań".
Dlatego póki czas zacznijmy "KOCHAĆ BOGA MIŁOŚĆ" jak to mówił św. Franciszek: "MIŁOŚĆ JEST NIEKOCHANA". A moim patronem powinien być św. Józef, który kochając swoją Małżonkę Maryję, kochał z NIĄ BOSKIE DZIECKO, KTÓRE W EUCHARYSTII NA NAJWYŻSZYM POZIOMIE KOMUNII ŚWIĘTEJ DAJE "CHLEB Z NIEBA WSZELKĄ ROZKOSZ MAJĄCY W SOBIE". A TĄ MAŁŻONKĄ BYŁA DLA MNIE KIEDYŚ" OSOBOWA KOMUNA HIPISOWSKA W POLSCE, ZAKON MIŁOŚCI, WOLNOŚCI I POKOJU. Może ta symboliczna 33 pielgrzymka "odnowi dawne oblicze "NASZEJ ZIEMI OBIECANEJ. "EDEN"TO PRZECIEŻ SZCZĘŚLIWA MIŁOŚĆ WZAJEMNA,KTÓRA ILE DAJE TYLE BIERZE.
Niech 33 pielgrzymka stanie się "Festiwalem Miłości" - Stworzyciela świata i człowieka. Dziękujemy serdecznie Jagusi za tak szczere i odważne świadectwo, które zainspirowało ten post i inne SŁODKIE KOMENTARZE. Albowiem "MIŁOŚĆ RODZI MIŁOŚĆ".


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: Re: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 30 Cze 2011, 17:41 

Rejestracja: 19 Cze 2011, 18:52
Posty: 10
tak jak napisalas Ulka....to jest ta chwila,jedyna,wyjatkowa,nieplanowana.spotykasz kogos wyjatkowego,kogos kto czesto zupelnie nie zdaje sobie sprawy z tego co wlasnie dla Ciebie czyni i jakie inspiruje mysli i przemyslenia.od tego momentu wszystko sie zaczyna lub konczy...od tego momentu juz nic nie jest takie samo.dla mnie to byla chwila gdy spotkalam Szpaka.wloczylam sie po roznych drogach,pielgrzymkowych rowniez w poszukiwaniu tego czego brakowalo do calosci.nie wiedzac co to wlasciwie mialoby byc,nie bardzo wiedzialam gdzie isc i za czym mam patrzec.a tak naprawde wszystko bylo tak blisko.nie przyjmowalam Jezusa bo obwinialam Go o opuszczenie w najtragiczniejszych momentach mojego zycia.obwinialam Go o upokorzenia ktorych zaznalam od losu i o kopniaki ktorych mi nie oszczedzal.i nagle stanal Andrzej i powiedzial ze to wszystko jest takie normalne,proste,wytlumaczalne.powiedzial ze Jezus jest i nie siedzi na tronie wysoko a krazy wciaz wokol nas.powiedzial ze ma mnostwo pracy bo wciaz ktos czegos chce,o cos pyta i czegos oczekuje.przez te wszystkie lata od spotkania Andrzeja w Brodnicy wciaz pamietalam Jego slowa i staralam sie wedlug nich zyc.pamietalam je zwlaszcza w kolejnych trudnych dniach,chwilach i zakretach.Andrzej mnie uzdrowil swoim slowem i pociagnal za soba,nie mnie jedna z reszta....dzis wszyscy jestesmy Mu za to wdzieczni.18 lat przerwy w pielgrzymkach i serce znowu zaczelo bic szybciej pewnego dnia gdy natknelam sie na filmik.postanowilam Go odnalezc i tak jakos trafilam na stronke Cygana a pozniej byl mail do Andrzeja i pelne strachu i niepewnosci oczekiwanie czy adres ok,czy odpisze czy uda mi sie odnalezc w tym swiecie po raz drugi.pamietam ze cygan powiedzial..'nie martw sie.to przyjdzie naturalnie.kto raz pokochal tych ludzi tak naprawde nie umie nigdy odejsc na zawsze.'.i udalo sie.poszlam znowu z tamtymi ludzmi,wspanialymi ludzmi o ktorych spiewal Riedel.udalo mi sie!!!przyjeliscie mnie tak cudnie i za to ogromnie Wam wszystkim dziekuje!!a teraz jest ta stronka i znowu moge byc blisko,czytac,pisac i przede wszystkim znowu podziekowac bo bez wielu z Was,bez Szpaka....nie byloby mnie zwyczajnie.nie chodzi mi tutaj o to aby wymieniac nicki i oszczedze tego ale naprawde i szczerze dziekuje...tym ktorzy byli ze mna wtedy po raz pierwszy 20 lat temu i byli teraz.


Góra
Offline Profil  
 
 Temat postu: Re: swiadectwa...(moje swiadectwo)
PostWysłany: 30 Cze 2011, 17:59 

Rejestracja: 19 Cze 2011, 18:52
Posty: 10
masz racje Andrzej...msze dzialaly jak narkotyk i nadal tak dzialaja.na mnie wtedy ten narkotyk,to Opium podzialalo jak nic nigdy wczesniej.wstrzasnelo mna i rozerwalo wiezi ale o tym jeszcze napisze...


Góra
Offline Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ]  Moderator: puniek Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 9 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
Theme created StylerBB.net & intensys.pl