A ja chciałabym podziękować Gabrysi, że w ogóle zrobiła ten film. Za to, że jej się chciało, za to że próbuje coś dać od siebie. Za to, że ma potrzebę coś powiedzieć i to właśnie otwarcie, publicznie. Za to, że nie ustawia się w rządku krytykantów i konsumentów. Można przecież być nie tylko konsumentem dóbr materialnych - ale także przeżyć, wrażeń. Wydaje mi się, ze dużo miejsca poświęca się problemowi, czy jest tolerancja na pielgrzymce, czy jej nie ma. Moim zdaniem większy problem tkwi w tym, że w większości jesteśmy konsumentami zdarzeń, wydarzeń, przeżyć, a nie twórcami, dorabiając oczywiście do swej bierności finezyjne filozofie - w tym sensie Gabrysia się wyłamuje. Tym bardziej, zdążyłam poznać z jakimi konsekwencjami takie publiczne "danie głosu"się łączy, szczególnie w przypadku osoby Szpaka. Trzeba chyba pamiętać, że jest to głos wyłącznie Gabrysi, a nie całej pielgrzymki. Poza tym każdy, kto coś robi dla szerszego odbiorcy musi się z tym odbiorcą liczyć -
Andrzej D. w komentarzu zauważył:
Paradoksalnie, sama autorka naraża się na zarzut konformizmu, gdyż jej zamysł nie przekracza granic zwyczajności, gdyż jest silnie osadzony w modnym dziś trendzie do strącania z piedestału grupowo usankcjonowanych świętości, mitów i przekonań. A ja dodam, że Andrzej D. Paradoksalnie wpisuje się modny dziś trend odbiorców, o którym sam pisze - odezwał się dopiero po roku, komentując ten film. Podobnie Janko. Wcześniej, nic ich nie ruszyło - więc wydaje się, że Gabrysia osiągnęła cel, jaki stawia sobie, każdy twórca - poruszyć, zatrzymać, zmusić do myślenia.
Nie sądzę, by jej zamiarem było robienie reklamy pielgrzymki, czy poprawianie Szpakowi wizerunku wśród przełożonych, hipisów czy choćby współbraci - i chyba przez te wszystkie lata Szpak pokazał, że nie zależy mu na "opinii". Myślę, że jego entuzjazm łączy się z tym, co mój - że komuś się chce itd...
Co do "osoby z zakrytą twarzą" - mam obiekcje, czy powinno znaleźć się to w filmie, o czym nawet rozmawiałyśmy z Gabrysia przed jego zakończeniem. Patrząc z punktu widzenia wyrazu tego filmu - to jak najbardziej - ale w rachubę wchodzą jeszcze inne względy - choć "bohater" ten dał mi się wyjątkowo dotkliwie we znaki. Próbowałam zrobić na nasza stronę reportaż z dnia dawcy szpiku,który zresztą sama wsparłam - ale zamiast reportażu udało mi się jedynie uzyskać jakieś pięć stron A4 różnorakich obelg od owego "bohatera" - w połowie publicznie na facebooku - więc pozostanie jedynie taka pamiątka. Choć jeden z epitetów jaki padł z jego strone w moim kierunku był nawet miły: "Smarkulo" - a jesteśmy dokładnie z tego samego rocznika