Herbert mądrze tu kiedyś napisał, że jesteśmy elementami jednej układanki, a piękne rozwinięcie tej myśli znajduje się w liście o pielgrzymce, który otrzymałam:
odczytuję to jakoś tak:
jeśli się kochamy - mocniej... słabiej... albo przynajmniej nie atakujemy siebie - co też jest przejawem Miłości, to ta nasza dość liczna wspólnota jest rodziną. Brzmi banalnie? poczekaj! no i spójrz jak jest w rodzinie - są starsi - "babcie i dziadkowie" - ich się wozi jeśli trzeba,im się służy FIZYCZNIE, Ich rola jest niesłychanie ważna, nie rozwlekam tego! wiadomo!:)
Są dzieci w rodzinach, też trzeba je obsłużyć, bo inaczej płaczą głodne lub zziębnięte, niewyspane ... wiadomo. Ale dla nich też nie podporządkowuje się WSZYSTKIEGO! całej rodziny! są rodzice - to zadbają:)
są też młodzi (wiekowo bez ograniczeń liczbowych:) w zależności od osobistych odczuć) - niektórzy z tego , co wiem pielgrzymką są zachwyceni i za rok dowiozą znajomych:). Ci mają siłę fizyczną, emocjonalność, spontaniczność, sypiają pod chmurką, gadają do nocy i Cordian ma z nimi wspaniały kontakt.
Są też w rodzinach trochę samotnicy, trochę pątnicy, są też 'turyści', którzy za rok może będą już pielgrzymami, albo pątnikami... o chlebie, wodzie... itd...
Co do "festiwalu" o którym pisze Andrzej D i Szpak, to pytanie czy w ogóle go chcemy? Może chcemy się po prostu spotkać, modlić i nie robić nic albo inaczej: "robić nic". A może jedni chcą, inni nie chcą?
Fajnie byłoby, gdyby więcej osób się wypowiedziało.
Andrzeju D. - co zrobić, żeby było? - no właśnie zrobić.
Będzie jeden krótki odcinek, w tym roku - a w związku z tym prawie cały dzień wolny i proboszcz z tamtejszej parafii daje nam kościół, zapewnia szkołę i mówi: możecie robić wszystko. Zaprosiliśmy więc Adama Mioduchowskiego z wychowankami, którzy tworzą pod jego okiem rzeźbę i malarstwo. Mam nadzieję, że uda się lepiej niż w tym roku.
Może ktoś ma inne pomysły na ten dzień ???
A co do wypowiedzi Marii, z którą chyba się nie znamy osobiście, to wydaje mi się, że nasza pielgrzymka, czy adoracja bez gitary marnie by wyglądała ale co do mszy, nic nie przesądzam ale czasem się zastanawiam trochę, rozmawiałam nawet kiedyś ze Szpakiem o "wesołych" mszach - i stwierdził, że Benedykt XVI podkreśla, że we mszy najważniejszy jest właśnie element ofiary i wszelkie hocki klocki nie bardzo. A kto jest bez egoizmu "niech pierwszy rzuci" - albo zrobi coś bezinteresownego dla przykładu.