BYĆ ZNAKIEM BOGA
Ks. Guy Gilbert - reprezentuje księży, żyjących wśród ludzi z marginesu. Wraz z grupą współpracowników zajmuje się resocjalizacją niepełnoletnich narkomanów, więźniów, recydywistów. Taka jest parafia wybrana przez Niego w Paryżu, w dziewiętnastej dzielnicy. Ulica jest jego kościołem. Od rana wędruje, żeby spotkać i kochać tych, którzy nigdy nie byli kochani.
***
Ks. Guy Gilbert podkreśla, że jego praca nigdy nie byłaby tak skuteczna, gdyby nie zawierzenie wszystkich swoich planów i pomysłów Bogu. Siły do dalszej pracy czerpie z regularnych rekolekcji.
Często wypowiada zdanie, które znajduje odzwierciedlenie w jego pracy : „Żyj tak, by patrząc na ciebie, było nie do pomyślenia, że Bóg nie istnieje” . Zwykł powtarzać, iż trzeba: „Ratować to, co zostało zagubione”. podobnie jak Jezusa, który powiedział „Szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). Umiłowanie Boga i drugiego człowieka sprawiło, iż nie zawahał się poświecić swojego życia i w pełni podporządkować go Ewangelii. Ks. Guy Gilbert nie nosi sutanny, a zapytany o to, odpowiada: „Strój kapłana niczego nie uwierzytelnia. Pamięć o tym, że znakiem Chrystusa było umycie nóg – oto wciąż aktualny, niedający się z niczym porównać, najwyższy stopień wiarygodności”.
Kapłan, często powtarza : „Ażeby żyć z ludźmi marginesu, trzeba mieć naprawdę świetne zdrowie, być w doskonałej równowadze fizycznej i psychicznej. Oni naprawdę umieją zwodzić – zarówno chłopaki, jak i dziewczyny. Najczęściej prowadzą zupełnie niemoralne życie, bez jakichkolwiek reguł moralnych. I można przeżywać wśród nich naprawdę silne pokusy. Trzeba zachować dystans i być w doskonałej równowadze emocjonalnej”
Ks. Guy Gilbert mówi: „Gdybym, co 10 dni, nie miał dwóch dni wolnych, które spędzam w klasztorze, od dawna nie byłbym już księdzem. Nie dałoby się tego przeżyć – tylko dystans na to pozwala. Życie z ludźmi z marginesu, jeżeli jest się zdanym tylko na własne siły, to samobójstwo. Dlatego potrzebny jest zespół. Trzeba mieć dobrą wolę. Wolontariusze są ważni. Ale potrzebna jest – i to mogę powiedzieć w oparciu o moje długie doświadczenie – także kompetencja. Znam księży, którzy zajmują się wszystkimi: marginesem, młodzieżą etc. Dużo nie zdziałają. Myślę, że w pomocy trzeba się specjalizować”.
Ks. G. Gilberta - Kościół , który musi wzrastać z biednymi
-Mówimy, że nasz Bóg jest Bogiem miłości, więc i my żyjmy miłością. Boję się kościołów przepełnionych chrześcijanami, boję się Kościoła zbyt potężnego, zbyt bogatego. Wczoraj przemawiałem do 130 kleryków z warszawskiego seminarium, w obecności jego profesorów. I klerycy pytali: Jakie jest największe niebezpieczeństwo dla katolickiej Polski? Odpowiedziałem: wasze bogactwo – bogactwo biskupów, bogactwo kapłanów, bogactwo zakonników i zakonnic. Można wiele mówić o ubogich, ale jeżeli my, którzy reprezentujemy Boga, nie będziemy żyli jak ludzie ubodzy, będzie to tylko czcza mowa a nie ewangelizacja.
- Papież wszędzie powtarza, że nikt nie jest w stanie oprzeć się świadectwu miłości, więc niech Kościół przestanie mówić i zacznie działać – poczynając od pasterzy. Jeżeli dobrze pamiętam, Chrystus chodził boso. Nie nosił mitry, nie nosił złota. I był Synem Bożym. O ile czytamy tę samą Ewangelię.
- Znakiem Chrystusa nie była sutanna, nie były szaty kapłańskie, znakiem Chrystusa było umycie nóg apostołom. - Nikt Go nie rozpoznawał po stroju. Wy macie swoje sutanny, koloratki, habity – to wasza sprawa. Ja boję się religii, która się afiszuje.
- Nie trzeba mówić, że należymy do Chrystusa, trzeba to pokazywać życiem.
- A znakiem Chrystusa jest miłość. Poszedł do najuboższych, oni mieli absolutne pierwszeństwo. Ja bezpośrednio nie ewangelizuję – nigdy. Nie zapominam o tym, że Chrystus przez 30 lat milczał. Popatrzcie, jaki Kościół jest gadatliwy. A tymczasem tylko gesty miłości, gesty dzielenia, tylko nasze ubóstwo zaświadcza o żyjącym Chrystusie.
- Lubię dzisiaj patrzeć na twarz Jana Pawła II. Kiedy został papieżem, miał oblicze Kościoła triumfującego, dzisiaj ma oblicze cierpienia. I to jest najpiękniejsze oblicze Kościoła. Oblicze słabości. Św. Paweł powiedział: „Jestem mocny wtedy, kiedy jestem słaby”. Nigdy o tym nie zapomnijcie.
- Jestem kapłanem tego Kościoła. Widzę wszystko, co należy zmienić, rozumiem, że niektórzy chcieliby to robić z zewnątrz, ja wolę to robić od środka. Należę do zespołu księży, z którymi jestem w dobrych stosunkach (znacznie lepszych, niż wtedy, gdy mieszkaliśmy razem, a chłopcy przychodzili walić w drzwi o trzeciej rano!) Jestem członkiem "rady duszpasterskiej". Zależy mi na utrzymaniu więzi z biskupem: co roku w Wielki Czwartek idę do Notre-Dame, aby tę więź odczuć i dać jej wyraz. Wieczorem odmawiam przed snem brewiarz; niektóre psalmy są cudowne, a poza tym jest to mój sposób na odnalezienie całego Kościoła. Ale nie chcę, żeby dzięki mnie chrześcijanie mieli spokojne sumienie w sprawie nieletnich przestępców. Niedawno w Breście pewna siostra zakonna gratulowała mi: "To, co ksiądz robi z młodzieżą, jest fantastyczne!" Ja jej na to: "Chrzanisz! Ja uczciwie robię co do mnie należy i nie chcę być specem do podziwiania".
-Myślę, że lepiej chwalić Pana w byle jakiej klitce, niż widzieć, jak chłopaki wywołują panikę wkraczając do miejscowego kościoła. W takich razach gromadzą się przy mnie dookoła stołu, a ich postawa jest, moim zdaniem, postawą prawdziwej modlitwy. Najpierw zapada głęboka cisza, a potem, w trakcie czytania Ewangelii, padają spontaniczne i osobliwie barwne komentarze inspirowane historią Marii Magdaleny czy przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie. Słyszałem po jednej z takich "mszy", jak któryś z chłopców mówił kumplowi: "Po tym czuję się inny, zupełnie nowy". Nigdy nie zapomnę tonu prawdy w tym głosie, który mi uświadomił tamtego dnia, ile "maluczcy" wiedzą... Bo tylko ci, którzy naprawdę się w życiu dzielą, wiedzą instynktownie, czym jest Eucharystia: dzieleniem się miłością. Ileż razy słyszałem od ludzi żyjących w nędzy jak pariasi naszego społeczeństwa: "Guy, zajmij się nim, jemu jest ciężej niż mnie..."
Tylko biedni dzielą się naprawdę. Tylko oni będą mogli pewnego dnia dostąpić prawdziwej Eucharystii. A my, możni tego świata, zawłaszczyliśmy Chrystusowe przesłanie i wypaczywszy jego naturę, pożywiamy się nim, spokojni i szczęśliwi, podczas gdy pod drzwiami czekają ludzie zgłodniali miłości i sprawiedliwości.
- Wraz z moimi współpracownikami pragnę dawać świadectwo miłości i sprawiedliwości. Wraz z wszystkimi ludźmi dobrej woli, którzy rozumieją, że odtrącona przez nas młodzież musi napotkać prawdziwe spojrzenie brata, aby stanąć na nogi. Tak rozumiem pełnienie swojego kapłaństwa, w samym sercu Kościoła.
***
Ks. Guy Gilbert usłyszał wezwanie Boga i postanowił na nie odpowiedzieć . Przychodzi ze swoja miłością do najbardziej zagubionych , zbuntowanych , samotnych i potrzebujących , a oni czyniąc małe kroki otwierają się na Bożą miłość . Ksiądz pośród nich, ksiądz z nimi, dziwny kapłan bez wspólnoty wiernych, choć przysłany przez Kościół, działający w jego imieniu i w łączności z nim, pełen sprzeczności, zaangażowany w walkę społeczną i polityczną, umiejący gdy trzeba nadstawić karku, ksiądz dla ludu, który księdza nie oczekuje... Ten ksiądz żyje Ewangelią tak, jak żyli nią apostołowie dwa tysiące lat temu.
|