Andrzej napisał(a):
Do Alicji.
Mieszkam na starym osiedlu, większość mieszkańcow siłą rzeczy to starsi ludzie.
Niekiedy idąc do sklepu spotykam pewne małżeństwo. Dziś mają już po ok 80 lat. On wyprostowany, dystyngowany; ona zgarbiona, zasuszona, bardziej schorowana. Prowadzą się za ręce, a właściwie to on ją prowadzi, dostosował się do jej możliwości. Nie znam ich, nie wiem z którego są bloku, a mimo to zawsze mówię im dzień dobry - aby im podziękować za to, jak siebie wzajemnie traktują, lecz także by zobaczyć tą radość jaka z nich promieniuje, ten uśmiech jaki zakwita na ich twarzach, gdy odpowiadają mi - dzień dobry.
To piękno - które wzrusza... wciąż od nowa po tylu latach... odkąd ich spotykam
Pytasz, czy słowa po latach mniej bolą...
Jeśli dotykają, choćby pośrednio, najbardziej "krwawej" blizny, choć wypowiadane przez osobę nieświadomą, tego, że swą wypowiedzią jej dotykają - ponownie otwierają ranę... to kwestia wrażliwości, ale także wybaczenia... zrozumienia... pamiętania...
A dotyk, doświadczenie dotyku... tego uczą chwile prawdziwej samotności...
Gdy "miłość jest bardziej kierunkiem, niźli celem", jak pieknie o niej pisała Simone Weil... wówczas każdy dotyk, staje się ukierunkowywany - przestaje być celem samym w sobie, a staje się sposobem przekazu uczucia, po 5, 10, 20 ... latach
Pamiętam, kiedys w liceum nauczyciel opowiadał nam podobną historie. Na co klasowy dowcipniś ( w każdej klasie jest chyba taki jeden przynajmniej) powiedział : może dopiero się poznali