Wczoraj po święceniach kapłańskich naszego dominikanina Piotrka Kruka wybrałyśmy się (czyli ja, Ola i Magda) w odwiedziny do Szpaka. Jeszcze w czasie drogi do Oświęcimia otrzymałyśmy smsa od niego, że czeka na nas, choć nie jestem pewna, czy wiedział dokładnie kto do niego jedzie. Dotarłyśmy akurat w porze kolacji z dominikańskim bigosem oraz franciszkańskimi słodyczami od diakona Cordiana, który w piątek miał swoją uroczystość we Wronkach. Ponad godzinna droga z Krakowa minęła dość szybko. W busiku spotkałyśmy wielu serdecznych ludzi. Każdy próbował dołożyc jakąś informację od siebie, gdzie wysiąść i jak najprościej trafić do oświęcimskiego szpitala. Na koniec pan portier osobiście eskortował trzy dziewczyny na oddział pulmonologiczny, dzięki czemu trafiłyśmy na miejsce bez trudu.
Nie za duża sala szpitalna przyciemniona cieniem drzew i burzowymi chmurami nie zrobiła na mnie zbyt optymistycznego wrażenia. Jednak rześki i radośny wyraz twarzy Szpaka szybko nadrobił braki otoczenia. Gdyby nie przerywający nasze rozmowy kaszel pomyślałabym, że postawiono błędną diagnozę i przyjęto na oddział zdrowego człowieka. Czas leciał nam szybko i przyjemnie, nakręcany dodatkowo wieloma wspaniałymi planami Andrzeja. Aż żal było odjeżdzać. Na pożegnanie otrzymałam jedyny w swoim rodzaju prezent, ale to już niestety moja tajemnica
Pozdrawiam
P.S. Jeżeli kiedyś będziecie w pobliżu odwiedźcie Oświęcim, to całkiem miłe miasto. A Szpaku z radością przyjmie każdego pielgrzyma