koma70.70 napisał(a):
Adwent...oczekiwanie...skupienie...oczekiwanie...niecierpliwe...oczekiwanie
"...jest wielka różnica między tym,że muszę na coś czekać,a tym że potrafię czekać.Przymusowe oczekiwanie dokonuje się w rosnącym zniecierpliwieniu,a jego skutkiem jest rozdrażnienie i rosnąca agresja.
Dobrowolne czekanie dokonuje się w wyciszeniu-wtedy cicho i niezauważalnie rozwijają się w nas nowe siły,bo siła leży w spokoju..."
(za księdzem ze Steblowa)
Dziękuję Ci bardzo!!!!! za te Słowo!!!
muszę się tu powtórzyć, bo w kontekście tego, co napisałaś, mój początek tegorocznego Adwentu brzmi jeszcze pełniej. posłuchajcie:
Dziś (26.11.11.) znów spotkałam świętą. Takich świętych miałam szczęście poznać już kilku w życiu. to moi rycerze. moi bohaterowie.
Siedziała wesoła, żwawo rozmawiała, miała te tzw. śmiejące oczy (niektórzy takie mają - chyba genetycznie).
siedziałyśmy w kolejce w pewnej przyszpitalnej poradni. przyprowadziła córkę. wewnętrznie choroba opanowała jej 24letnie dziecko całkowicie. dziewczyna upośledzona, całowała mamę, pytała mnie o imię i czytała o Grecji. takie wiecie dziecko z tzw. wysepkami geniuszu. nawet mama zdobyła dla niej bluzkę w greckie wzory antyczne, którą mi córka pokazała. gdyby urodziła się teraz, miałaby większe szanse, bo jakiś lek wymyślono, ale trzeba go podać przed wiekiem dojrzewania. i co? mama mówi, z tymi uśmiechniętymi oczami: miała żyć 21 lat, a już ma 24. jestem wdzięczna za tyle czasu ile jest nam dane. w święta zawsze myślę - może to ostatnie... dlatego staram się zawsze sprawić jej radość, nawet gdy dla nas ta radość wydaje się kosztowna (np. stosunkowo droga lalka). Pytam czy bardzo się cieszyła? och!!! ogromnie!!! (tak... tutaj już obydwie się spłakałyśmy) Ale też jestem wymagająca, nie patrzę na każdą jedną chwilę, jak na ostatnią, bo by to było niedobre. Córka ma obowiązki, wciąż szkołę, w której ostatnio byłyśmy na imprezie andrzejkowej. Teraz planujemy święta. Tymi zwykłymi radościami żyjemy. Wiem że pewnie przeżyję moją córkę. nie zostało jej wiele czasu. Już trzy razy ją traciłam. Żyję zwyczajnie. pamiętam gdy miała pół roczku i dowiedziałam się o chorobie, przepłakałam dwa lata. potem chodziłam na spotkania z innymi rodzicami. Od paru lat jest to mi już niepotrzebne. żyjemy normalnie, choc czasem przychodzę do pracy i muszę się najpierw wypłakać. Jestem pogodzona. Córka, z racji upośledzenia, nie do końca zdaje sobie sprawę z tego wszystkiego. Jestem pogodzona... ale nie jestem gotowa na jej śmierć. Nie wiem jak to zniosę, ale wiem, że po wszystkim kupię psa, bo nie wiem co będę robić.
to tylko kawałek przypadkowego spotkania. jestem szczęśliwa, że spotkałam dziś świętą. Święci to ci, co przecierają dla nas najtrudniejsze szlaki. są w każdych pokoleniach. musimy ich spotykać!!! jestem szczęśliwa, że miałam łaskę wysłuchać opowieści tej pani i zapytać i wysłuchać... o tym jak się nauczyła 'TEGO', bo jej męstwo - jak każde- przyszło powoli, w długoletnim trudzie... po cichu...