Co zrobisz, gdy dostaniesz bilet tylko w jedną stronę?
"Boże ratuj!" Ile razy w ten sposób pragniemy prowokować Boga do działania? Dla wielu milczenie staje się argumentem na niewiarę. Moja przyjaciółka, będąc w wielkim cierpieniu, zanegowała Miłość Boga. I o ironio losu ... właśnie od niej usłyszałam po raz pierwszy - "Ala, Bóg cię kocha!".
Słyszę tu i ówdzie, że w obliczu śmierci ktoś nie zmieni swojego światopoglądu, który wyznawał przez całe życie, choć w sercu rodzi się ostateczne pytanie w duszy - "co dalej...?" Bo takie pytanie będzie nurtować człowieka, który trzyma w ręku, choć przez krótką chwilkę, bilet na stację - Dom Boga Ojca. Jestem o tym przekonana, bo Bóg daje szansę każdemu. Jest bowiem Miłością, która pragnie komunii z miłością człowieka; więc będzie próbował do ostatniej chwili.
Ojciec mojej znajomej odmówił przyjęcie księdza na łożu śmierci, choć żarliwie się o to modliła. Uszanowała jego wolę, ale sama chodzi z tego powodu smutna. Nie potrafi się pogodzić z jego śmiercią, ani też radować nadzieją spotkania w krainie szczęśliwości, choć nie zaprzecza, że jest szansa, bo był dobrym człowiekiem. Nie ma jednak w sobie pokoju, który jest doświadczeniem ludzi, którzy z imieniem Boga na ustach przekroczyli próg ziemskiego istnienia. Dzięki Bogu znam to uczucie, które poznałam przy umierającej babci. Trzymałam ją za rękę do ostatniego tchnienia. Mama umierała podobnie. Nie są to jedyne osoby, które pomogły mi spojrzeć na śmierć w świetle wiary, więc wiem, o czym piszę.
Znane jest powiedzenie: "jak trwoga to do Boga". Myślę, że jest ono niebezpieczne, gdyż zatrzymuje niewierzących w drodze do Boga. Bo kto chce zmieniać swoje myślenie pod wpływem strachu i rozhuśtanych emocji? Ja, za żadne skarby nie poszłabym w tym kierunku. Takie motywacje mi ubliżają, gdyż nade wszystko cenię sobie wolność, jaką otrzymałam od Boga. Myślę też, że nie o taką zniewoloną miłość chodziło Jezusowi. A więc o jaką? Myślę, że na to pytanie każdy z nas musi poszukać własną odpowiedź, która pozwoli wyzwolić się od strachu przed zmianą swojego patrzenia na Boga.
Mamy jeszcze czas, choć nie wiemy ile dni w kalendarzu nam przeznaczono. Pewne też jest, że każdy ma już wypisany bilet w jedną stronę. Wie to nawet walczący ateista, który z tą prawdą nie ma co dyskutować, bo wyszedł by na głupca. Ostatecznie bowiem każdy z nas stanie w obliczu śmierci i skończy się w tedy wybawianie w sensie ratowania ziemskiego życia za wszelką cenę.
_________________ www.alicjan.blogspot.com
|